Jeremi T. Królikowski Jeremi T. Królikowski
919
BLOG

Kultura i rynek

Jeremi T. Królikowski Jeremi T. Królikowski Rozmaitości Obserwuj notkę 2

 Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową, z okazji kolejnego Kongresu Obywatelskiego, wydał szereg publikacji, a pomiędzy nimi broszurę zatytułowaną "Idea polskich miast". Zawiera ona wypowiedzi przedstawicieli 11 miast kandydujących do roli Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Wstęp napisany przez Jana Szomburga kończy się zaskakującym zdaniem: "Rozwój jest pochodną całokształtu czynników, jednak patrząc długofalowo – kultura jest najważniejsza". Trudno jednak w tym momencie stwierdzać, iż rynek jest najważniejszy. Na początku spośród prezentowanych miast zainteresował mnie Lublin. Obserwuję przestrzeń tego miasta od ostatnich lat II wojny światowej i byłem bardzo zaciekawiony, jak dziś władze miasta widzą jego przyszłość. Tekst podpisany przez byłego już prezydenta miasta Adama Wasilewskiego nosi tytuł "Lublin - miasto w dialogu". Na niemal czternastu stronach poruszono wiele tematów, jednak w ani jednym miejscu nie dowiemy się, że właśnie tu została zawarta unia lubelska. Wydarzenie to było zwieńczeniem wielowiekowego procesu, który wywarł i pomimo wszystko wywiera wielki wpływ na krajobraz kulturowy Europy. Zdumiewające, że tak elementarne fakty trzeba wielokrotnie powtarzać, ale skoro nie wiedzą o tym urzędnicy przygotowujący teksty dla prezydenta Lublina...

Można tam przeczytać, że: "Z lubelskiego modelu będą mogli czerpać europejscy menedżerowie, decydenci i planiści kultury, wzbogacając swoją wiedzę dzięki realizowanym w Lublinie dużym inwestycjom infrastrukturalnym. Obejmują one dokończenie budowy Centrum Spotkania Kultur, renowację miejskiej instytucji Centrum Kultury i XIX-wiecznego Teatru Starego na lubelskim Starym Mieście". Skromnie nie wspomniano, iż Centrum Spotkania Kultur to budowany od pół wieku teatr, który miał służyć jako miejsce partyjnych zjazdów dla położonego naprzeciwko Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Komitet powstał na miejscu po wyciętych drzewach Ogrodu Saskiego, a mieści się w nim teraz Akademia Medyczna, teatr natomiast przestał być bardzo potrzebny. Nowa nazwa też nie jest zbyt oryginalna. Dziś zakaz palenia papierosów i nakaz spotkania kultur oraz tolerancji obowiązuje już na każdym przystanku autobusowym czy trolejbusowym, więc po co centrum. Pozostałe obiekty nie są zbyt wielkimi inwestycjami w porównaniu z projektowanymi galeriami handlowymi, zlokalizowanymi w zabytkowej tkance miasta. W Krakowie konserwator zabytków  nie zgodził się na powstanie galerii handlowej pod posadzką Rynku Głównego. Muzeum Historii Krakowa, które tam znalazło, przyciąga więcej zwiedzających niż komercja. W Lublinie Wojewódzki Konserwator Zabytków zaakceptował radykalną przebudowę kamienic, łącznie z wyburzeniami, nawet w obrębie murów Starego Miasta. Oczywiście będzie tam galeria handlowa. Kolejna ma powstać w pobliżu Krakowskiego Przedmieścia i głównego historycznego placu Lublina, Placu Litewskiego. Lśniąca, szklano-metalowa budowla, została zaprojektowana przez krakowskiego architekta Krzysztofa Ingardena, który uważa, że w Lublinie może sobie pozwolić na wszystko, nawet na banał, kosztem wyburzenia kolejnych zabytkowych kamienic.

We wspomnianym wyżej prezydenckim tekście można przeczytać, iż strategia rozwoju Lublina przyjęta przez Radę Miasta we wrześniu 2008 roku mówi o wpisaniu lubelskiego Starego Miasta na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO. Pojawia się dylemat – kultura czy rynek? Zabytki czy galerie handlowe? Z tych pytań powstają nowe: czy trzeba niszczyć wartości wspólne dla prywatnego zysku? Czy rezygnować z wpisu na listę UNESCO dla wątpliwej jakości komercyjnych budynków?

Idee – to brzmi pięknie. Lublin nie miał większej idei w swojej historii niż unia lubelska. W słowach Jana Pawła II "od unii lubelskiej do unii europejskiej" zawarta jest przyszłość. Zapominając o tym, Lublin wyrzeka się zarówno tradycji, jak i  perspektyw. Jeżeli lubelski ratusz o tym nie pamięta, to czy nowi inwestorzy, turyści, a nawet mieszkańcy będą pamiętać?

Marta Urbańska, krakowska architektka i urbanistka, broniąc inwestycji projektowanej przez Krzysztofa Ingardena, przedstawia wyburzanie jako metodę rozwoju miasta (lubelski dodatek do „Gazety Wyborczej” 26.11.2010). Jako przykład bezkompromisowości i rozmachu działania przytacza króla Władysława Jagiełłę, który dla przyozdobienia gotyckiej kaplicy zamku lubelskiego  sprowadził malarzy bizantyńsko-ruskich, wyrażając tym, jak pisze Urbańska, "pogardę dla ciasnej ortodoksji". Przypisywanie Jagielle tak niskich pobudek jest wyrazem całkowitej ignorancji połączonej z brakiem zrozumienia znaczeń słów. Jako ortodoksyjne jest uważane wyznanie prawosławne, które poprzez użycie stylistyki sztuki bizantyńskiej nie zostało niczym dotknięte. Unijna wizja Władysława Jagiełły dotyczyła nie tylko sfery politycznej ale także religijnej i miała prowadzić do połączenia chrześcijaństwa wschodniego z zachodnim. Nie mogę mieć żalu do Marty Urbańskiej, że nie wie tego, czego jej w szkole nie nauczono. Mam żal do rządzących Lublinem o to, że nie wpadli na pomysł Muzeum Unii Lubelskiej, które mogłoby się stać międzynarodową, także komercyjna, atrakcją i autentycznym miejscem spotkania kultur. Zamiast przeznaczać unikalne zabytki i lokalizacje pod spekulacyjne inwestycje handlowe, zmieniające tożsamość naszych miast w zunifikowaną wioskę globalną, można odnaleźć to co niepowtarzalne. Wystarczy popatrzeć na kolejki, które stoją przed Centrum Nauki "Kopernik" w Warszawie, przed kasą Muzeum Historii Krakowa, a także na opustoszałą ulicę Piotrkowską w Łodzi po wybudowaniu galerii "Manufaktura". Krakowskie Przedmieście w Lublinie jest dobrym przykładem żywej, miejskiej przestrzeni pieszej. Władze miasta robią wszystko, by stało się pustynią.

Lublin ma być miastem w dialogu. Dialog, rozmowa z innymi wymaga, by porozmawiać najpierw ze sobą, odpowiedzieć na pytanie, co ja mam do powiedzenia, czym jest kultura polska. 

Tytuł innej książeczki Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową brzmi: "Jak uszlachetnić nasze Polski". Widać już jasno, że jest wiele polskich kultur różnych nie tylko ideowo, jak głoszą zawarte tam teksty. Inna jest kultura rządzących elit politycznych, inna opozycyjnych, a wszystkie one są odmienne od kultur różnych grup społecznych. Sztuka, która miała niegdyś moc budowania wspólnoty, zbyt często staje się narzędziem prowokacji i pogardy. Architektura była niegdyś sztuką budowania przestrzeni, dziś na przykładzie Lublina widać, że twórcy uznawani nawet za wybitnych nie wahają się niszczyć autentycznych wartości przestrzennych, by realizować swoje nieprzemyślane wizje, powstające pod dyktando chciwych inwestorów. Ten amok dotyczy nie tylko zabytków, lecz także terenów zieleni. Poważnie rozpatrywany jest w Lublinie pomysł, by znajdującą się w śródmieściu własność miasta przy ulicy Rusałka sprywatyzować i przeznaczyć na pole golfowe. Z czasem pole golfowe okaże się nierentowne, a teren, już prywatny, będzie dobrą lokalizacją dla apartamentowców. Przykład Lublina także i tu jest ilustracją szerszych zjawisk. Przez ostatnie 20 lat nie buduje się w Polsce ogrodów publicznych, lecz osiedla grodzone.

Wniosek jest banalnie prosty i nie wymaga ani badań w instytutach, ani grantów: dominacja rynku nad kulturą prowadzi do zdziczenia. Niestety nie tylko w Lublinie.

Profesor w Katedrze Sztuki Krajobrazu SGGW w Warszawie. Architekt, malarz, historyk oraz krytyk architektury i sztuki.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości